niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 1

Czerwiec. Dla wszystkich maturzystów zaczęły się długo oczekiwane wakacje, ale dla mnie zaczęło się także nowe życie. Od dziecka miałam trzy marzenia, które chciałam w życiu spełnić, aby być szczęśliwą. Pierwsze to wyjazd do Londynu, które właśnie się spełnia... Widziałam to miasto jedynie na filmach lub zdjęciach. Gdy patrzę na nie w tym momencie wydaje się o wiele piękniejsze niż w mojej głowie!
Na lotnisko miała po mnie przyjechać Linda - ciocia mojej najlepszej przyjaciółki Magdy.
Magda jest moją przyjaciółką praktycznie od dziecka. Jesteśmy jak siostry. Zawsze mogłam i mogę na niej polegać. Ona załatwiła mi pobyt u swojej cioci, która mieszka pół godziny drogi od centrum Londynu.
Ponoć kobieta szukała współlokatora. Dzięki temu, że świetnie znam Madzie będę płaciła znacznie niższą kwotę niż za wynajęcie mieszkania w centrum Londynu czy za mieszkanie w akademiku.
"Dobra... Magda mówiła że jej ciocia ma krótkie farbowane włosy podchodzące pod jasny czerwony, jest około czterdziestki." rozglądałam się po parkingu, na którym miała czekać kobieta. "Jakby mi chociaż zdjęcie pokazała, ale nieee i teraz będę chodziła po parkingu jak idiotka.". Nagle usłyszałam za sobą donośny głos - Ty jesteś Ola, tak? - odwróciłam się i zobaczyłam kobietę jak z opisu przyjaciółki. - Tak. Pani Linda, prawda? Bardzo dziękuję, że pozwoliła mi się pani u siebie zatrzymać. - uśmiechnęłam się. Kobieta odwzajemniła mój gest. - Oj kochana nie ma za co. Od jakiegoś czasu szukałam współlokatora. Magda przesłała mi twoje zdjęcie żebym jakoś cię rozpoznała, do tego w mailach tyle mi o tobie opowiadała, że to aż przyjemność przyjąć pod swój dach tak uroczą dziewczynę. - mówiła kobieta. Zauważyłam, że jest bardzo rozgadana. Cieszyło mnie to. Będzie do kogo się odezwać. - I jeszcze jedno, nie mów do mnie pani, bo czuję się staro. Wystarczy Linda. Jedźmy już, tam stoi mój samochód. Mam nadzieję, że dom ci się spodoba. Ma już sporo lat, ale wciąż przywołuje mnóstwo wspomnień. Moi dziadkowie w nim mieszkali, potem rodzice no i teraz ja go odziedziczyłam. Natalia wyjechała do Polski na studia. Poznała Mateusza i zamieszkali tam razem. Chociaż strasznie jej się dziwie, że nie chciała wrócić do Londynu, ale trudno jej sprawa. - kobieta była bardzo miła. Opowiadała swoje historie związane z domem, jaką ma dla niej wartość sentymentalną. Wspomniała także o rodzicach Magdy. W sumie przyjemnie się z nią rozmawiało. - To teraz ty opowiedz mi o swoich zainteresowaniach i ogólnie o sobie. Poznajmy się lepiej. - uśmiechnęła się Linda. - Od dziecka marzyłam, żeby tu przyjechać. Teraz to marzenie się spełnia. Z początku miałam lekki problem z pieniędzmi, ale na szczęście udało mi się uzbierać wystarczającą kwotę. Teraz idę na studia medyczne, kierunek - pielęgniarstwo. Tak naprawdę wymarzonym zawodem jest aktorstwo... Heh... Zawsze warto próbować, prawda? No, ale taki bardziej realny plan na życie to zawód pielęgniarki. - opowiadałam. Jako dziecko udało mi się dostać do agencji aktorskiej, która miała informować o różnych castingach dla osób w zakresie mojego wieku. Niestety w Polsce nie było tych ofert wiele, właściwie to prawie wcale. W Anglii jest o tyle lepiej, że do filmów, serialów bądź reklam potrzebują młodzieży, która by w nich zagrała. Minus jest taki, że pełno bardziej doświadczonych ludzi ode mnie ma większą szanse. Grunt to wierzyć w siebie. W życiu trzeba być też realistą więc mam swój plan B - studia medyczne.
Z Lindą bardzo przyjemnie mi się rozmawiało. - To tutaj. - rzekła wskazując ręką na dom po prawej stronie. Obok niego stało jeszcze kilka budynków, ale znacznie różniły się od budowli, w której miałam od dzisiaj mieszkać. Dom był dość duży, ale widać było, że ma już sporo lat, w niektórych miejscach odpadały kawałki białej farby. Z przodu, po obu stronach drzwi wejściowych były wysokie kolumny, także w kolorze białym. W dachu było jedno półokrągłe okienko, więc można było się domyślić, że tam znajduję się strych. Po prawej i lewej stronie były rozmieszczone cztery duże okna z czarnymi okiennicami. Wokół budynku rosły rozmaite drzewa i krzewy co dodawało koloru posiadłości. Dróżka zrobiona z szarych płytek prowadziła do ganku. "Śnieżka" ozdobiona była kwiatami i małymi krzaczkami.
Linda wyciągnęła z bagażnika moją walizkę. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy.
Kobieta wyjęła z czerwonej torebki klucze, którymi otworzyła drzwi. W środku było mnóstwo mebli z przed  kilkudziesięciu lat. Wewnątrz domu było bardzo ponuro. Przy wejściu stało krzesło. Na przeciwko niego stała czarna szafa na kurtki i buty. Dalej był salon. Po wejściu do niego pierwsze co rzucało się w oczy to duży kominek zbudowany z cegły. Blisko stał fotel, widać było, że został niedawno kupiony. Miał kolor kremowy.  Obok stała kanapa, która była przykryta narzutą w kolorze fotela. Na przeciwko znajdował się telewizor. Dzięki Bogu!
Linda poszła do kuchni przechodząc przez drzwi znajdujące się za kanapą. - Tu masz klucze do domu. Pilnuj ich. Na dole jak widzisz jest salon, kuchni i łazienka, natomiast na górze jest moja sypialnia, pokój gościnny i twój pokój. Chodź zaprowadzę cię. - wzięłam walizkę i z trudem wciągnęłam ją po schodach. Do mojej sypialni prowadził korytarzyk. Podłoga pokryta była granatowym dywanem w przeróżne wzory.
Nacisnęłam na klamkę otwierając drewniane drzwi. Na środku pokoju stało łóżko. Tylna rama łóżka była zdobiona czarnymi, metalowymi prętami w kształcie liści. Pościel była czarno-szara. Pokój sprawiał wrażenie ponurego gdyż większość mebli było w tym kolorze. Całe pomieszczenie rozjaśniało wielkie okno z widokiem na ulicę i ogród. Na przeciwko niego znajdowała się duża szafa na ubrania. Podzielona była na dwie rozsuwane części. Na jednej z nich było ogromne lustro. Po stronie drzwi stało biurko. Ściany pokoju były jasno-szare. - Czuj się jak u siebie w domu - powiedziała ciągle uśmiechająca się kobieta wychodząc z pokoju. Trzeba będzie zrobić tu drobny remont. Dzisiaj już nawet nie będę się rozpakowywać. Wyciągnęłam tylko luźną bluzkę z krótkim rękawem, krótkie spodenki od piżamy i rzeczy typu szczoteczka do zębów, pasta itp.
Po kąpieli położyłam się spać. Nie miałam problemu z zaśnięciem, ponieważ lot samolotem strasznie mnie wykończył.
Obudziłam się około 9. Zauważyłam, że na łóżku leży zielony kocyk, którego wieczorem nie było.
Wstałam, wyjęłam z walizki krótkie szorty i granatową bokserkę. Okej, dzisiaj czeka mnie sporo pracy. Planowałam się rozpakować, ale także pojechać do Londynu trochę go "zwiedzić".
Poszłam do łazienki gdzie umyłam twarz i zrobiłam codzienny makijaż czyli odrobina pudru, tusz do rzęs i błyszczyk. Rozczesałam jeszcze moje brązowe włosy i zeszłam na dół.
- O, wstałaś. - przywitała mnie gorącym uśmiechem Linda. Właściwie jak dotąd nie widziałam jej bez promiennego wyrazu twarzy. - Jak się spało? Przed snem do ciebie zajrzałam. Wyglądałaś na zmarzniętą i cię przykryłam. - dodała - O dziwo bardzo dobrze, dziękuję ci. Nie sądziłam, że będziesz taka troskliwa. To teraz ty usiądź, a ja zrobię śniadanie. - odwzajemniłam uśmiech. Linda to naprawdę bardzo miła kobieta. Od  dłuższego czasu mieszkała w tak wielkim domu sama, nie dziwie się, że tak się zachowuje. W końcu każdy potrzebuje osoby, do której mógłby się odezwać. - Jesteś bardzo urocza, ale już zrobiłam naleśniki. Jeśli chcesz się odwdzięczyć to zaparz mi kawy. Tak w ogóle jakie plany na dziś? - zapytała Linda - Mam zamiar się rozpakować. Będę miała to z głowy, a potem obejrzeć choć troszkę Londyn. Chciałabym się przyzwyczaić, w końcu pomieszkam tu parę lat. - mówiłam wlewając wodę do czajniczka. - Wiesz, ja dzisiaj nie dam rady oprowadzić cię po stolicy. Co tydzień mam spotkanie w tak zwanym "klubie książki" założonym wraz z sąsiadkami. Zaczyna się około 17:00. Chyba, że pasuje ci wcześniej pojechać do centrum i pozwiedzać? - rzekła kobieta zabierając kubek z gorącą kawą z moich rąk. Na jej zębach był ślad czerwonej szminki, co było widać przy szczerym uśmiechu. - Nic nie szkodzi. Ja planuję się tylko rozejrzeć. Może zjem coś na mieście i tyle. Zobaczyć Big Ben, London Eye i pobuszować po sklepach możemy innym razem. - zaśmiałam się.
- To bardzo dobrze. Pomóc ci w rozpakowywaniu? -
- Nie trzeba, jakoś dam radę. Do obiadu się wyrobię. - wstałam od stołu biorąc do rąk talerz i sztućce. Naczynia włożyłam do zmywarki i powędrowałam na górę.
Może zacznijmy od ciuchów... Otworzyłam szafę i poukładałam moje ubrania. Sukienki powiesiłam na wieszaku razem z niektórymi bluzkami resztę ułożyłam na półkach. Zajęło mi to sporo czasu. Teraz kolej na kosmetyki, rzeczy pod prysznic i tym podobne. Przy okazji wyjęłam z kosmetyczki gumkę do włosów, którą związałam przeszkadzające mi włosy.

Po zaniesieniu wszystkich par butów na dół tam gdzie było ich miejsce zrobiłam sobie krótką przerwę. Zaparzyłam owocową herbatę i rozłożyłam się na fotelu. W telewizji leciały przeróżne seriale, o których jak dotąd nie miałam pojęcie. Jeden spodobał mi się w szczególności. Serial przedstawiał w zabawny sposób losy pewnej Amerykańskiej rodziny.
Nagle na ekranie telewizora pojawiła się tylko czerń. Dźwięk wyłączającego się urządzenia był jednoznaczny. Po prostu super. Jeszcze prądu nie ma. Jak widać los chcę, żebym dokończyła rozpakowywanie... Powróciłam do mojej sypialni. Z walizki wyjęłam drobne ozdóbki i rzeczy znajdujące się w niej jeszcze przed chwilą. Lekko ozdobiłam pokój przedmiotami przywiezionymi z Polski dzięki czemu pokój wydawał się weselszy. Na ścianie za łóżkiem powiesiłam zdjęcia z rodziną i przyjaciółmi. Były w grubych czarnych ramkach, pasowały do reszty pomieszczenia. - Od razu lepiej. - odetchnęłam z ulgą kończąc męczarnie, która zaczęła się po zjedzeniu śniadania. Uff... mam to już za sobą. - O jak tu pięknie. Sorry, że tak bez pukania. Tu masz bilety na autobus w jedną i w drugą stronę. Autobus masz dwadzieścia minut, a do przystanku jakieś pięć minutek drogi. Pamiętaj to nie jest Polska, tu autobusy przyjeżdżają punktualnie. -
- Dziękuję ci. Jesteś bardzo miła, ale sama mogłam sobie kupić bilet. -
- Teraz jesteś pod moim dachem i muszę mieć na ciebie oko, a bilet nie jest taki drogi więc już nie przesadzaj. - mówiła Linda, która zaczęła przygotowywanie do wyjścia. Można to było poznać po zmianie zwykłych, brudnych, domowych ciuchów na leciutką, granatową sukienkę w białe groszki.
- Naprawdę dziękuję. Pamiętaj, że kiedyś ci się odwdzięczę. - podziękowałam z uśmiechem.
Kiedy kobieta opuściła mój pokój wyjęłam z jednej z szafeczek pieniądze, które schowałam do kieszenie, w której znajdowały się już bilety. Wychodząc z pokoju chwyciłam komórkę i zbiegłam po schodach o mało co się nie potykając. Szybkim ruchem założyłam granatowe trampki - jedne z moich ulubionych. Wprawdzie były nieco przechodzone, ale za to bardzo wygodne.
A teraz pytanie czy brać bluzę... Nie no ciepło jest, pogoda raczej się nie pogorszy. Nie biorę. - Pa - krzyknęłam do współlokatorki schodzącej po schodach. - Baw się dobrze. - usłyszałam, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnięta podążałam w stronę przystanku wdychając świrze powietrze.
Linda miała rację, tu autobusy przyjeżdżają punktualnie. Haha.. w Polsce musiałabym jeszcze czekać z 5-10 minut.
Weszłam po schodkach do czerwonego autobusu. Po wytrwałej jeździe w ogromnym tłumie, nadeszła kolej na mój przystanek. Miałam szczęście, bo mnóstwo ludzi wysiadało wtedy co ja i z łatwością przecisnęłam się do wyjścia.
W powietrzu unosił się zapach spalin. Hałas klaksonów samochodów dzwonił mi w uszach. Ogólnie było pełno ludzi, ale w poszczególnych miejscach ledwo można było przejść. Szłam chodnikiem, przez chwilę towarzyszył mi mały tłum. Słyszałam krzyki, niektórych osób i głośne rozmawianie przez telefon. Ludzie opuścili mnie dopiero na pasach. Wpatrywałam się w przeróżne sklepy i stare budynki, które mnie otaczały. Wyglądało to wszystko cudownie. Takie chodzenie bez żadnego celu po mieście zajęło mi jakąś godzinkę. Teraz mam zamiar odwiedzić MilkShake City i spróbować tych słynnych shake'ów.
Koleżanka z Polski dużo opowiadała mi o tym miejscu i o zespole One Direction. Ma na ich punkcie fioła. W prawdzie też czasem słucham ich piosenek, ale nie nazwałabym siebie tak od razu wielką fanką.
Dojście i przeciśnięcie się przez ludzi na ulicy, którzy dosłownie wchodzili na siebie, zajęło mi jakieś półgodziny. Po drodze nawet dostałam "z bara" od paru osób. Po długiej wędrówce wreszcie ujrzałam oczekiwane miejsce. Z łatwością zauważyłam różowy napis, który widniał nad kafejką.
W środku było parę wolnych miejsc. Szczerze? Spodziewałam się większego tłoku.
Zajęłam miejsce przy oknie i zaczęłam przeglądać menu. Podeszłam do kasy, przede mną stała jakaś kobieta. Zamówiłam shake o smaku oreo. Kiedy dostałam oczekiwany przeze mnie napój, powróciłam na miejsce, które zajęłam od razu po wejściu. Shake był wart swojej ceny. Pomyślałam, że jeszcze wezmę coś dla Lindy. Podeszłam do kasy - Poproszę KitKata. - powiedziałam do mężczyzny w niebieskiej bluzie z naszywką krowy i podałam mu sumę za batonik. Sprzedawca uśmiechnął się i dał mi zakup. Odwróciłam się i podążyłam w stronę wyjścia przez, które właśnie wszedł chłopak z blond włosami. Szliśmy w swoje strony.   Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Widziałam, że on również patrzy na mnie. Zaintrygował mnie. Wydawało mi się jakby czas zaczął płynąć wolniej. Na mojej twarzy pojawił się automatycznie uśmiech. Przechodząc obok niego spojrzałam w jego niebieskie niczym ocean tęczówki. Mogłabym się utopić. Kątem oka dostrzegłam, że kąciki ust blondyna także poszły w górę.
Wychodząc odwróciłam się, aby zobaczyć go ten ostatni raz. Widząc, że on też patrzy w moją stronę poczułam motylki w brzuchu. Niestety musiałam się otrząsnąć. To był przecież Niall Horan z 1D. Jednak w tamtym momencie nie widziałam w nim tego sławnego piosenkarza, tylko kogoś innego, ale kogo? Wiedziałam, że pewnie już nigdy go nie ujrzę, ale gdzieś w głębi serca miałam tą szczyptę nadziei.
Z każdą chwilą oddalałam się od Milkshake City, chociaż coś w środku kazało mi tam wrócić. W głowie chodziło mi tylko tamto wydarzenie. Tonęłam w przeróżnych myślach o blondynie. Wyrwał mnie z nich deszcz, który właśnie zaczął kropić. Przypomniałam sobie o autobusie w stronę powrotną. W pośpiechu spojrzałam na ekran komórki. Była 19:55. Spóźniłam się 10 minut. Zaczęłam biec w stronę przystanku mając nadzieję, że jeszcze jakiś autobus będzie jechał. Zatrzymałam się przy rozkładzie jazdy. Kolejny autobus miał być za godzinę. - Kuurrr... Czy tylko ja mam takiego pecha?! - powiedziałam ze złością. Trudno, idę na nogach. Właściwie tylko kropi, dam radę. Im odchodziłam dalej od przystanku, tym bardziej padało. Najgorsze jest to, że nie wzięłam ze sobą bluzy. Wyglądam jak przemoczony szczur. Moją głowę przepełniały jedynie myśli jak najszybciej dotrzeć do domu.
Obok mnie przejechał duży, czarny samochód. Zdziwiło mnie to, że zatrzymał się parę metrów przede mną. Przyspieszyłam trochę kroku. Kiedy przechodziłam obok niego, szyba z przodu automatycznie się otworzyła...
________________________________________________________
Hej : 3. Mam teraz dużo wolnego czasu i kompletnie nie wiem co z nim zrobić, bo
na wychodzenie na dwór jest jednak za zimno, dlatego postanowiłam zacząć pisać
opowiadanie o 1D. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Wiem, że 1 rozdział troszkę
głupio zakończyłam, ale wybaczcie. Nie chciałam, żeby był przesadnie długi, a nie
mogłam wymyślić nic innego.
A tak poza tym to mokrego dyngusa : D xoxo